Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 6/10 grafika: 5/10
fabuła: 7/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 5,50

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 20
Średnia: 6,75
σ=1,3

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Sulpice9, Melmothia)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Sasaki to Pii-chan

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2024
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Sasaki and Peeps
  • 佐々木とピーちゃん
Gatunki: Fantasy, Komedia
zrzutka

Mówiły jaskółki, że niedobre są spółki – ale biznes z ryżowcem to co innego. Specyficzna satyra na japońską animację, nieraz serwowana ze śmiertelną powagą.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Sasaki to zbliżający się do czterdziestki pracownik biurowy przedsiębiorstwa pozbawionego większych perspektyw. Choć los mógł mu wręczyć o wiele gorsze karty, jego egzystencja i tak plasuje się poniżej japońskiej średniej: zarabia zbyt mało, by pozwolić sobie na coś więcej niż wynajem skromnej kawalerki, praca nie przynosi mu większej satysfakcji, a jego relacje międzyludzkie ograniczają się do uprzejmych kontaktów z kolegami z pracy oraz rozmów ze smutną nastolatką, która woli siedzieć pod drzwiami swojego mieszkania niż wejść do środka i spotkać się z rodziną.

Jednak nie byłoby tej historii bez łaskawego uśmiechu fortuny. Bohater wreszcie zaoszczędził dość pieniędzy, by móc kupić sobie zwierzątko. Marzy mu się pies lub kot, jednak futrzaści pupile są zbyt dużym wydatkiem. Z rozważań na temat wyzwań ekonomicznych wyrywa go ryżowiec siwy, którego trel bardzo przypomina frazę „wybierz mnie”. Zachwycony jego inteligencją, urokiem i niską ceną Sasaki błyskawicznie decyduje się na zakup. Jednak sprawy zaczynają się komplikować, gdy w domu bohater duma nad imieniem dla pupila. Wtedy to ptaszek informuje go uprzejmym, acz stanowczym głosem, że nazywa się Piercarlo i jest potężnym magiem z innego świata, który odrodził się w naszym wymiarze pod pierzastą postacią. Choć początkowo „nowy właściciel” traktuje ten popis elokwencji jako kolejną sztuczkę, w końcu daje się przekonać i prosi ptaszka o więcej informacji. Ten nie ma zamiaru niczego ukrywać, ale najpierw chce porozmawiać o wyżywieniu. Piercarlo (przechrzczony przez Sasakiego na Pii­‑chana) jest mocno zainteresowany ziemską kuchnią, ze specjalnym uwzględnieniem chateaubriand z wołowiny wagyu. Gdy Japończyk dyplomatycznie wspomina o ograniczeniach budżetowych, niezwykły ryżowiec oferuje mu spółkę – czarodziej obdarzy wspólnika częścią swoich mocy, nauczy władać magią i umożliwi międzywymiarowe podróże, zaś ludzka połowa tandemu będzie handlować rozmaitymi dobrami w świecie magii i miecza, co pozwoli im zgromadzić fortunę. A przynajmniej dość, by codziennie wieczorem mogli zjeść ekskluzywny stek.

Brzmi znajomo? Jak najbardziej. Myślę, że już na etapie streszczenia połowy pierwszego odcinka możemy wypunktować kilka modnych schematów – bohater przeciętniak, przypadkiem zdobyte supermoce, istotna rola japońskiej kuchni… Niektóre klisze nawiązują wręcz do ściśle określonych serii: umowa Sasakiego i Pii­‑chana od razu skojarzyła mi się z Tondemo Skill de Isekai Hourou Meshi, sąsiadka z mieszkania obok (w serialu nie padło jej imię, a Wikipedia wymienia ją jako „Otonari­‑san”, czyli „panią mieszkającą obok”) przywodzi na myśl kontrowersyjne Hige o Soru. Soshite Joshikousei o Hirou, kandydatów na motyw bohatera budującego swój biznes w innym świecie jest aż za dużo, wspomnijmy choćby o Tsuki ga Michibiku Isekai Douchuu. Tego typu nawiązania nie dziwią, bo choć Sasaki to Pii­‑chan zawiera wątki obyczajowe, to jednak jest przede wszystkim parodią.

Jeżeli ktoś reaguje alergicznie na kategorię gatunkową „komedia­‑isekaj”, to według mnie serial obiera inny kierunek niż większość reprezentantów stylu. Zamiast wyolbrzymiania umiejętności bohatera, przełamywania czwartej ściany i traktowania historii pretekstowo, Sasaki to Pii­‑chan podejmuje próbę stworzenia poważniejszej, bardziej stonowanej satyry. Gdybym miał opisać ton komizmu dominującego w tej serii, przyrównałbym ją do obdarzonego poczuciem humoru człowieka, który opanował trudną sztukę opowiadania kawałów z kamienną twarzą. Żaden uśmiech, żadna zmiana intonacji, żaden gest nie zdradzają, że to wszystko jest jedynie zabawną anegdotą. Nie wiem, czy istnieje antonim do zwrotu „puszczać oczko do widza”, ale do tego tytułu pasowałoby jak ulał. Uważam, że w pierwszej połowie serialu tylko raz zrezygnowano z tego zabiegu i na szczęście zdecydowano się to zrobić w odpowiednim wątku. By niczego nie zdradzić powiem tylko, że maskę powagi zdjęto w kwestiach okołoromantycznych, gdy wokół Sasakiego kręci się podejrzanie dużo kobiet, które (mówiąc dyplomatycznie) są w dość niestandardowym wieku, by wiązać się z 39­‑letnim mężczyzną. I choć nie wiem, czy potrzebowałem tego bardzo dyskretnego przełamania czwartej ściany, to akurat dobrze się stało, że zdecydowano się je wykorzystać w celach okołomoralnych.

Specyficzny ton serii zawdzięczamy też mądrej decyzji, by rozpocząć anime podwójnym odcinkiem. Dzięki temu historia się nie spieszy i możemy lepiej poznać Sasakiego oraz jego niegodną pozazdroszczenia egzystencję. Paradoksalnie, to właśnie ta szara codzienność wywołała we mnie o wiele większe poczucie dyskomfortu niż niejedna dramatyczna geneza protagonisty w konwencjonalnych seriach. Dlaczego? Cóż, koszula bliższa ciału – najmroczniejsze scenariusze w prawdziwym życiu zdarzają się rzadko, a pułapka bezcelowych, bezrefleksyjnie upływających lat czyha na każdego z nas. Z tego powodu uważam, że serial jest pozycją raczej dla starszych widzów. Nie chodzi o to, że „młodzi się nie znają” czy „to będzie dla nich za trudne”, tylko o lęki dorosłego życia, które niekoniecznie mogą trafić do ludzi jeszcze niewepchniętych w tryby machiny życia na własny rachunek.

W pewnym momencie powolna ekspozycja nabiera tempa i stajemy się świadkami wschodzącej gwiazdy bohatera. Sasaki uczy się magii, rozwija sieć kontaktów handlowych, a nawet zakłada restaurację (wykorzystując przepisy z naszego świata, bo jak wiemy, w innych wymiarach nie potrafią tak dobrze pichcić). Jednak kiedy zaczyna się wydawać, że teraz to będzie tylko z górki, na skutek pewnych zdarzeń protagonista rzuca zaklęcie na japońskiej ziemi. Co gorsza, świadkiem jego nadprzyrodzonych zdolności jest Hoshizaki, agentka tajnych służb, która z miejsca rekrutuje go do tajemniczej organizacji ścigającej niebezpiecznych psioników i stanowiących największe zagrożenie mahou shoujo. Chcąc nie chcąc, Sasaki musi godzić prowadzenie biznesu w innym świecie, pracę w nowej organizacji i ochronę tożsamości swojego wspólnika.

Po seansie pierwszego odcinka byłem wykończony korowodem kolejnych lokacji, postaci i schematów. Według mnie jest to celowy zabieg – moje zmęczenie doskonale korespondowało ze zmęczeniem Sasakiego, który w krótkim czasie doświadczył tak wielu nowości. Jednak muszę nadmienić, że po zachwycającym początku serial nie wspiął się już na takie wyżyny mimo całkiem dobrego scenariusza. Natrafiłem na opinię, że to anime jest zbyt chaotyczne i trudno nadążyć za następującymi w nim wydarzeniami. Ja bym ujął sprawę nieco inaczej – Sasaki to Pii­‑chan mógł być znakomitym, półpoważnym pastiszem, gdyby za projektem stał wybitny reżyser, który umiałby stworzyć coś w rodzaju „kontrolowanego chaosu”. Po pierwszym odcinku liczyłem na kolejne klisze współczesnego anime mnożące się jak króliki, podczas gdy protagonista i jego wierny zausznik z coraz większą zręcznością, ale i zmęczeniem będą próbowali zapanować nad mnogością wątków, konfliktami interesów, a nawet ograniczeniami czasowymi. Niestety, pierwotny chaos ustępuje miejsca coraz większej stabilizacji, zaś poszczególne wątki często dzielą się na pojedyncze odcinki, sprawiając wrażenie, jakby można je było upchnąć w losowej kolejności. Brakuje też oddechu, by nieco uporządkować wydarzenia i pokazać przeskoki w rozwoju protagonisty i jego biznesu. Być może gdyby zaprezentowano tę historię jako siedem odcinków trwających po czterdzieści minut (z przeplatającymi się wątkami), seria odzyskałaby pazur i energię. W obecnej sytuacji zamiast pełnego wydarzeń karnawału w Rio dostajemy walijską wioskę w deszczowe popołudnie.

Podobny problem mam z obsadą drugoplanową. Kilka elementów jest udanych – w świecie fantasy Sasaki prowadzi interesy z rozsądnymi kupcami i inteligentną arystokracją, Hoshizaki to zabawna postać traktująca życie nieco zbyt serio, nawet przeciwnicy potrafili mnie zaintrygować. Gdy jednak wygasł efekt nowości, zdecydowana większość z nich przestała mnie interesować. Owszem, scenarzysta miał na nich pomysł, a pierwszoligowi seiyuu dają z siebie wszystko, natomiast zdecydowanie zabrakło dobrej reżyserii. Bardzo mi się podoba, że bohaterowie są rozsądni i podejmują rozważne decyzje, ale skoro nie tchnięto w nich energii, to stają się oni zwyczajnie nudni. Sprawy nie ułatwia fakt, że satyra zaczyna powoli ustępować miejsca serii obyczajowej, co tylko potęguje poczucie znużenia. Ostatecznie niektóre sceny przypominają zebrania kompetentnych księgowych prowadzących merytoryczną dyskusję na temat bilansu za zeszły rok – jasne, ich profesjonalizm jest godny podziwu, tylko dlaczego ma nas to interesować?

Mimo problemów z wyważeniem tempa wydarzeń, zalety serii nie kończą się na niegłupim pomyśle i oryginalnej satyrze. Przede wszystkim uważam, że para głównych bohaterów spisuje się bardzo dobrze. Przed zawiązaniem spółki Sasaki jest zwyczajnym Japończykiem w średnim wieku, chodzącą satyrą na coraz popularniejszych „dojrzalszych” bohaterów. Zdecydowano się na dość ciekawy eksperyment – w przeciwieństwie do seriali, gdzie „normalny” bohater ma zadatki na wybrańca, protagonista tej serii faktycznie nie wychodzi poza przeciętność. Jego jedyne atuty ograniczają się do niezłych zdolności dyplomatycznych i wręcz imponującej umiejętności owijania w bawełnę, co pomaga przy negocjacjach. Połączywszy to z nowymi umiejętnościami magicznymi dostajemy herosa, który może niekoniecznie da radę zmienić świat, ale jest dość zdolny, by zaspokoić swoje drobnomieszczańskie potrzeby. Nie jest to może bohater charyzmatyczny ani łatwy do polubienia, lecz bez wątpienia ciekawie napisany. Również Pii­‑chan ma swoje dobre momenty. Choć wybór aktorki do roli starego maga może nieco dziwić, to jednak bez wątpienia jest to mężczyzna w ciele ptaka, z którego emanuje dostojeństwo. Jednocześnie zdarza mu się mieć słabostki typowe dla starszych ludzi, jak choćby wygodnictwo i zachcianki gastronomiczne. Ostatecznie to sojusz dwóch starokawalerskich dusz, które zwyczajnie chcą się dobrze najeść i napić.

Pozostali bohaterowie nie wzbudzili już mojego entuzjazmu, choć polubiłem wiekową psioniczkę Shizukę Futari. Niestety, pojawia się ona zbyt późno, bym mógł opowiedzieć o niej coś więcej bez sporych spojlerów. Hoshizaki i nastolatka czekająca pod drzwiami są napisane całkiem zabawnie, ale moim zdaniem zabrakło pomysłu, jak je ciekawie poprowadzić przez cały sezon. Poza tym poznajemy dużo rozsądnych, stonowanych osób, które mi nie przeszkadzały, lecz i nie wzbudziły jakichkolwiek emocji.

Natomiast jestem pod wrażeniem jak wielu dobrych seiyuu dołączyło do tego projektu. Początkowo miałem cichą nadzieję, że skoro Sasaki ma być satyrą na „przeciętność” japońskich bohaterów, to może producenci podejmą odważną decyzję i zatrudnią aktora, który na co dzień użycza głosu „trzecim halabardnikom” i „piątym handlarzom”. Oczywiście zdecydowano się na kogoś bardziej znanego, czyli na Tomozaku Sugitę (Gintoki Sakata w Gintamie, Joseph Joestar w nowej adaptacji JoJo no Kimyou na Bouken, Kyon w Melancholii Haruhi Suzumiyi). Aktor dobrze wywiązuje się ze swojego zadania, kreując postać usłużną, dobrze wychowaną i trochę nijaką (co wcale nie jest takie łatwe). Na drugim planie znajdziemy kilka wybornych nazwisk, choćby Naomi Oozora jako Shizuka Futari (Uzaki w Uzaki­‑chan wa Asobitai!, Ruti w Shin no Nakama ja Nai to Yuusha no Party o Oidasareta node, Henkyou de Slow Life Suru Koto ni Shimashita) oraz Akari Kitou jako sąsiadka (Kotoko Iwanaga w Kyokou Suiri i Suzune Horikita w Youkoso Jitsuryoku Shijou Shugi no Kyoushitsu e). Panie świetnie się bawią swoimi stereotypami, dodając serii odrobiny lekkości. Na osobną laurkę zasługuje Rie Takahashi, która chyba wygrała z producentami zakład, by regularnie dokładać kolejne nowe gatunkowo role do swojego CV. Tylko w zeszłym roku zagrała m.in. femme fatale w Jigokuraku, wzorową samotną matkę w Oshi no Ko i niesforną chłopczycę w Tomo­‑chan wa Onnanoko!. W sezonie zimowym 2024 poszerzyła swój zestaw o żądną krwi zabójczynię w Ishurze oraz właśnie pewną siebie, nad wiek dojrzałą agentkę Hoshizaki. I tak, w tej roli też jest wyborna.

Mimo plejady aktorskich nazwisk gwiazdą serialu jest Aoi Yuuki w roli Pii­‑chana. Powiedzieć, że ten sezon był dla aktorki wyjątkowy, to jak nic nie powiedzieć – poza pierzastym czarodziejem wystąpiła jako Maomao w Kusuriya no Hitorigoto, Felm w Chiyu Mahou no Machigatta Tsukaikata i Kia w Ishurze. Oglądałem wszystkie cztery serie na bieżąco i być może kogoś zirytuję tym twierdzeniem, ale uważam, że Pii­‑chan jest z tego zestawu najciekawszy. Nie zrozumcie mnie źle, to świetna aktorka i bardzo dobrze sobie poradziła z każdą z tych postaci, jednak tutaj udało jej się wybornie zespolić głos z bohaterem. Przed seansem ciekawiło mnie jak będzie brzmiał Pii­‑chan i teraz wiem, że brzmi jak Aoi Yuuki. W przeciwieństwie do pozostałych projektów, nie bardzo mogę sobie wyobrazić inną seiyuu w tej roli. Mam nadzieję, że po tym sezonie aktorkę zasypią kolejne oferty.

Niestety, na tym się kończą dobre wieści co do kwestii technicznych – serial narysowany jest ubogo, animowany słabo, a scen zapadających w pamięć raczej nie uświadczycie. Na plus policzę sporo lokacji i ładną animację towarzyszącą piosence na koniec odcinka. Muzyka jest ciut lepsza, ale niestety również nie wychodzi poza poprawność. Z drugiej strony, w serialu, który stoi scenariuszem chyba lepiej, że zainwestowano w seiyuu niż w dopieszczoną oprawę audiowizualną.

Przyjęło się, że ocena 6/10 oznacza serie przeciętne, niewyróżniające się z tłumu. Tym razem owa szóstka jest efektem bardzo nierównych elementów składowych. Scenariusz jest dobry, ale reżyseria kuleje, postacie główne intrygują, lecz drugoplanowe nudzą, animacja i muzyka są takie sobie, za to aktorzy spisują się na medal. Dlatego nie dziwią mnie skrajne oceny serii. Zatem czy mogę ją polecić? Szczerze mówiąc – tak, choćby dlatego, że podjęto ciekawą próbę zrobienia czegoś inaczej. Natomiast to od was zależy, które wady i zalety będą dla was kluczowe. Na szczęście ogłoszono prace nad drugim sezonem, więc szanse na satysfakcjonującą konkluzję przygód Sasakiego zdecydowanie rosną.

Sulpice9, 7 maja 2024

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Silver Link
Autor: Buncololi
Projekt: Kantoku, Saori Nakashiki
Reżyser: Mirai Minato
Scenariusz: Deko Akao
Muzyka: Nippon Columbia