Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

5/10
postaci: 7/10 grafika: 3/10
fabuła: 4/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,00

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 15
Średnia: 6
σ=1,15

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Anime Boredom

Wylosuj ponownieTop 10

Cutey Honey

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 1973
Czas trwania: 25×25 min
Tytuły alternatywne:
  • キューティーハニー
Postaci: Androidy/cyborgi, Magical girls/boys; Rating: Przemoc; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Ecchi
zrzutka

„Czasem jestem piosenkarką, a czasami dziennikarką. Jednak moja prawdziwa tożsamość to…HONEY FLASH!” Są na sali chętni do zobaczenia nieocenzurowanej transformacji? Dla czytelników Tanuki bilety za pół ceny!

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Honey Kisaragi była w miarę normalną dziewczyną (pod warunkiem, że do normalności zaliczamy nauczycielkę, która z chęcią umówiłaby się z wami na randkę) do czasu, gdy tajna (i oczywiście superzła, z własnym firmowym śmiechemTM) organizacja, zwana Panther Claw, zamordowała jej ojca. Tego samego dnia nasza bohaterka odkryła, że jest androidem, i może dzięki powietrzu tworzyć nowe tożsamości – Fancy Honey, Misty Honey, Homeless Honey, drwal z brodą i biustem Honey… Uświadomiwszy sobie te zdolności, Honey poprzysięgła Panther Claw zemstę…

Czasami się zastanawiam, jakby wyglądały współczesne serie magical girls, gdyby poszły drogą wydeptaną przez Cutey Honey w 1973 roku. Czy zamiast słodkich dziewczynek walczących ze Złem w imię różowych falbanek i truskawek (znaczy… w imię miłości i sprawiedliwości, rzecz jasna) mielibyśmy hordę wojowniczek odcinających swoim wrogom ręce/nogi/głowy/paznokcie (niepotrzebne skreślić)? Zamiast transformacji pełnych różu i cukierków latających w tle, ubranie na bohaterce by się zdzierało i zmieniało w inne, zaś główna heroina doszłaby do wniosku, że płakanie jest nieefektowne i założyła podsłuch w doniczce sąsiada? Nie wiem i podejrzewam, że nigdy się nie dowiem. Ha, pora otrzeć łezkę w oku i wrócić do recenzji.

Fabuła… Jest tak naiwna, a zarazem tak rozbrajająco śmieszna, że trudno o niej pisać. Ujmę to tak – nigdy nie myślałam, że spotkam coś bardziej fazowego od Yattamana. Udało mi się. Każdy odcinek opisuje inną zbrodnię Panther Claw, walkę Honey z bandą uroczych panów ubranych w garnitury, granatowe dresiki (a może piżamki?) i modne kapelusze (a jak zdejmiesz takiemu kapelusz, twoim oczom ukazują się wyjątkowo modne w każdym sezonie niebieskie kocie uszy), pokonanie Złej o bardzo… egzotycznej urodzie (nic dziwnego, ich szefowa ma kota zamiast włosów, muszą jej jakoś dorównać), a tuż przed napisami końcowymi dane jest nam dowiedzieć się, z jakim maszkaro… kobietą będzie walczyć Honey w następnym odcinku. W każdym epizodzie jesteśmy obdarowani parodią yuri w wykonaniu pani Alphonne. Wierzcie mi, scena, w której ta nauczycielka na widok naszej bohaterki zaczyna poprawiać sobie biust sprawi, że nawet najtwardszy yurysta zacznie uciekać z krzykiem. Sama w tych momentach starałam się zamykać oczy, więc wiem co piszę. Na to nie da się patrzeć bez pewnej ilości promili we krwi. Prawdziwi ecchilodzy mogą przy okazji zbadać, jak wyglądał fanserwis w latach 70. Zapewne wtedy było do czego się ślinić. Jednak ich wersja nieocenzurowanej transformacji przypomina tę z Sailor Moon – widać co prawda kolor skóry, ale części rozrodczych już nie (proszę się nie bać, w OAV z 1994 roku już zdążyli dorysować sutki). Dla niecierpliwych, którym nie chce się czekać, aż Honey się przetransformuje, a chcieliby zobaczyć jakąś goliznę, została stworzona nauczycielka Miharu. Ta, zamiast jak normalny człowiek chwycić uciekającą bohaterkę za ramię, zazwyczaj szarpie zębami jej sukienkę. Może lekarz zalecił jej taką dietę, nie wiem. Zdarzają się też sceny, gdy Honey traci ubranie i musi biegać w samej bieliźnie. Jednakże zamiast się zbulwersować na ten jawny fanserwis, przypomniało mi się, że tak duże majtki nazywa się „majtkami babuni”. Swoją drogą, jednym z głównych bohaterów jest biust. Nawet potworz… przeciwniczki Honey mają czym się pochwalić. Te piersi powinno się pokazywać melonom z wrzaskiem: „Widzisz? Też masz tak urosnąć!”. Inna sprawa, że ecchi w tym anime postarzało się, więc myślę, że nie uraziłoby żadnego obrońcy moralności. Jedynym, do czego mogliby się przyczepić, są latające w powietrzu kończyny. W sumie miło jest patrzeć na serię, w której bohaterka zamiast tańczyć z mieczem makarenę, zwyczajnie nim dziabie, tnie i ciacha.

Bardzo miło zaskoczyła mnie główna bohaterka. Nie dość, że jest całkiem inteligentna i wysportowana, to jeszcze doskonale radzi sobie z manipulowaniem innymi. I wierzcie mi, ma kim. Oprócz nauczycielki bije się o nią trzech adoratorów. Ta dziewczyna, w odróżnieniu od typowej magical girls, wie czego chce i jak to zdobyć. Nawet w najgorszej sytuacji stara się myśleć logicznie. Pozostałe postaci albo rozśmieszają swoim światopoglądem albo zadziwiają oryginalnym wyglądem (w jakim innym anime można zobaczyć przeciwniczkę, z której głowy wyrasta lwia łapa, czy też inną złą ubraną w strój a la „Myszka Miki spiła się na balu przebierańców”?).

Nie wymagajmy zbyt wiele od grafiki. Mówimy tu o anime z lat 70. – czasach, gdy Scooby­‑Doo był uznawany za szczyt osiągnięć animacji. Mamy tu absolutny brak perspektywy, tło jak sztuczna bieżnia przewija się wciąż od nowa (czasami trudno uwierzyć, że bohaterowie mają aż tak duże mieszkania i tak kiepski gust przy tworzeniu wystroju – siedem szaf i łóżek? Nic ciekawszego im do głowy nie przyszło?), a postacie wciąż ćwiczą brzuchomówstwo – słyszymy dźwięki, ale usta ani drgną. Wielu bohaterów jest rysowanych karykaturalnie – na widok pani Alphonne coś przewraca się w żołądku, a ojciec Seijiego jest tak przystojny jak podnóżek w kimonie. Nie przeszkadza to jednak w oglądaniu. Ryzykuje się tylko uraz głowy przy spadaniu z krzesła na widok nowej postaci lub niekontrolowany atak chichotu przy zerknięciu na własne meble. Fanki bishounenów raczej niczego nie znajdą w tym serialu – no może Seiji wygląda urodziwie w porównaniu do reszty.

Natomiast muzyka jest po prostu świetna! Sam opening jest tak dobry, że w późniejszych seriach o przygodach Cutey Honey dawano po prostu jego nowszą wersję. Fani j­‑popu pewnie wiedzą, że Ayumu i Koda Kumi nagrały własne wersje tego utworu. Stare serie mają to do siebie, że dźwięki w tle potrafią być dosyć irytujące, jednak akurat w Cutey Honey wszystko jest dobrze dopasowane. Melodie są nastrojowe i pasują do danej sceny. Romantykom lubiącym melancholijne piosenki spodoba się ending.

Komu mogę polecić tę serię? Ludziom, którzy mają dosyć małych dziewczynek tonących po uszy w falbankach, wrzeszczących w stylu: „Atak piku­‑piku kjut­‑kjut sugoii­‑kawaii ciasteczek dietetycznych za pół ceny!!!” i zaplątujących się we własne kokardki w wyniku baletowego piruetu. Cutey Honey jest idealną odtrutką na takie seriale. Jeżeli jesteście fanami Yattamana i wzdychacie do czegoś równie szalonego, ta seria jest dla was. Tylko ostrzegam, nie pijcie w trakcie seansu. Nie wiem, czy takie było zamierzenie twórców, ale człowiek nie zna sekundy ani minuty kiedy może zaatakować go nieposkromiony chichot.

Alira14, 24 czerwca 2007

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Toei Animation
Autor: Gou Nagai
Projekt: Gou Nagai, Ken Ishikawa
Reżyser: Tomoharu Katsumata
Scenariusz: Keisuke Fujikawa, Masaki Tsuji, Susumu Takaku
Muzyka: Takeo Watanabe