Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

9/10
postaci: 8/10 grafika: 9/10
fabuła: 9/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 6 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,33

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 40
Średnia: 6,38
σ=1,76

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Włane (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

SSSS.Gridman

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2018
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • SSSS.グリッドマン
Tytuły powiązane:
Postaci: Uczniowie/studenci; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Mechy
zrzutka

Metafikcyjna rozprawa o blaskach i cieniach kulturowego eskapizmu – intrygująca i przystępna dla każdego, kto będzie skłonny poświęcić kilkaset godzin na zgłębianie pięćdziesięcioletniej historii japońskich reklam zabawek.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

W roku 1993 słynne japońskie studio efektów specjalnych Tsuburaya Productions wyprodukowało serial Denkou Choujin Gridman, opowiadający o grupie zafascynowanych informatyką nastolatków, którzy z pomocą międzywymiarowego wojownika – tytułowego Gridmana – stawiali czoło zagrażającym ludzkości potworom grasującym w cyberprzestrzeni. Choć serial spotkał się z dobrym przyjęciem, a rok później doczekał się nawet amerykańskiej wersji, to w kolejnych dekadach popadł w niemal całkowite zapomnienie. Jak wiele podobnych tytułów tokusatsu z tamtego okresu został bowiem przyćmiony przez swojego wielkiego protoplastę – wymyślonego przez samego Eijiego Tsuburayę Ultramana, który emitowany jest od roku 1966 do dziś. Na Zachodzie Ultraman zawsze pozostawał niszową ciekawostką, w przeciwieństwie do rodzimej Japonii – gdzie do końca lat 70. jawił się jako popkulturowy fenomen i doświadczenie pokoleniowe na miarę Gwiezdnych wojen, a nazwiskami zainspirowanych nim twórców można by wypełnić kilka monografii. Nas jednak interesuje tu przede wszystkim Hideaki Anno – współzałożyciel studia Gainax i reżyser jednego z najczęściej omawianych anime w historii, czyli Neon Genesis Evangelion.

Evangelion sam w sobie stał się już dziełem tak kultowym, że często analizowany jest w oderwaniu od bezpośrednich inspiracji. Niemniej oglądając dziś wczesne odsłony Ultramana naprawdę można się zdumieć tym, jak wiele elementów Anno zapożyczył z ulubionego serialu: od fabularnego schematu z rządową organizacją broniącą Ziemi przed Obcymi, przez projekty przeciwników i kompozycję poszczególnych sekwencji, aż po metafizyczną otoczkę i symbolikę chrześcijańską, którą tytuł ten przetwarzał w wyjątkowo pocieszny sposób. Oczywiście Ultraman, obok Godzilli czy Kamen Ridera, był w tym przypadku jednym z wielu popkulturowych wzorców; odrębne wyzwanie stanowiło natomiast przełożenie stylu aktorskich produkcji science­‑fiction na język animacji. Tu również Anno podpatrywał weteranów gatunku, takich jak Leiji Matsumoto, Yoshiyuki Tomino czy Noboru Ishiguro, z czasem dodając autorskie innowacje w rodzaju przełamujących styl zerowy zabiegów narracyjnych, elementów metafikcji czy efektownych portretów psychologicznych bohaterów. Tak wypracowana estetyka w kolejnych latach stała się wzorem dla współpracowników reżysera i nawet dzisiejsze studio Trigger – postrzegane jako duchowy następca Gainaxu – choć kojarzone jest raczej z dynamicznym, odrealnionym stylem Hiroyukiego Imaishiego, nieraz otwarcie korzysta z rozwiązań wprowadzonych przez twórców Evangeliona.

Do tego stopnia otwarcie, że w okolicach roku 2015 w studiu pojawił się pomysł powrotu do korzeni i stworzenia anime na podstawie oryginalnego Ultramana. Na przeszkodzie stanęły kwestie prawne. Tsuburaya Productions nie było skłonne udostępniać swojej koronnej, wciąż rozwijanej marki; zaoferowało jednak kilka podobnych, mniej znanych tytułów, wśród których znalazł się Denkou Choujin Gridman. Tak się złożyło, że uczestniczący w negocjacjach animator Akira Amemiya w tym samym czasie zaangażowany był również w produkcję krótkiego metrażu w ramach organizowanego przez Hideakiego Anno przeglądu Nihon Anima(tor) Mihon'ichi. Posiłkując się więc materiałami powstałymi jeszcze w latach 90. na potrzeby niezrealizowanej kontynuacji Gridmana, stworzył pięciominutowe Denkou Choujin Gridman: Boys Invent Great Hero, luźno nawiązujące do fabuły serialu. Utwór spodobał się producentom z Tsuburaya Productions na tyle, że wyrazili oni chęć użyczenia marki na potrzeby większego projektu. Mianowany na głównego reżysera Amemiya otrzymał do pomocy zespół uzdolnionych animatorów oraz doświadczonego scenarzystę Keiichiego Hasegawę, od roku 1997 piszącego kolejne odsłony Ultramana. W ten oto sposób ciąg kulturowych inspiracji zatoczył zgrabne koło, a trzy lata później światło dzienne ujrzał jeden z ciekawszych, ale też bardziej hermetycznych tytułów ostatniej dekady – łączący efektowną konwencję klasycznych seriali tokusatsu, wizualną estetykę inspirowaną wczesnymi pracami Gainaxu, a także pasję i talent młodszych twórców ze studia Trigger, którzy postanowili nie ograniczać się do składania hołdów i wykorzystać tak solidne fundamenty do opowiedzenia własnej historii.

Podejrzewam, że kiedy przeciętny miłośnik anime kolejny raz słyszy hasło „nowy Evangelion”, to nawet nie znając powyższych kontekstów, z grubsza wie, czego się spodziewać: serii utrzymanej w czytelnej gatunkowej konwencji, najlepiej z epizodyczną fabułą, którą jednak trzeba śledzić z pełnym zaangażowaniem, w oczekiwaniu, aż atmosfera zgęstnieje, a treść zacznie nawiązywać do religijnej kosmogonii czy innej psychoanalizy. Pod tym względem wstępne założenia w SSSS.Gridman prezentują się wręcz podręcznikowo. Mamy więc broniącą miasta grupę nastolatków i wspierającego ich wojownika z innego wymiaru. Mamy mściwego antagonistę nasyłającego kolejne potwory tygodnia. Mamy podniosłe ideały, efektowne transformacje i głośno anonsowane ataki specjalne. Mamy też jedną z najbanalniejszych metod fabularnej ekspozycji, czyli amnezję głównego bohatera. Wszystkie te elementy wydają się narracyjnie klarowne, niemniej warto przyjrzeć się ich konwencjonalnym założeniom, bowiem konwencja to w przypadku tej serii słowo­‑klucz.

Choć przywoływany Evangelion uchodzi dziś za przełom w dziedzinie portretowania psychologii bohaterów, to tak naprawdę był on raczej etapem pewnego procesu, a jego twórcy mogli już czerpać z takich serii, jak pierwszy Kidou Senshi Gundam (1979) czy Macross (1982), które bardziej realistycznie traktowały założenia starszych produkcji super robot. Pod tym względem SSSS.Gridman cofa się o kilka lat i bliższy jest klasykom typu Mazinger Z (1972) czy Getter Robo (1974). Należy więc zaakceptować, że prezentowane tu technologie nie mają naukowego uzasadnienia, bohaterowie od razu przechodzą do porządku dziennego nad istnieniem pozaziemskich organizacji, ataki na miasto nie spotykają się z interwencją sił zbrojnych, a każdy odcinek wieńczy obligatoryjna, nieraz wyjęta z narracyjnego kontekstu walka z gigantycznym potworem, która wygląda, jakby miała służyć zareklamowaniu nowego zestawu zabawek. Oczywiście wszystko to stanowi pewnego rodzaju fabularną fasadę i kiedy mniej więcej w połowie serii następuje wyczekiwany przewrót tonalny, padają zupełnie racjonalne wyjaśnienia odnośnie do tego, czemu świat przedstawiony działa tak, a nie inaczej. Niemniej uważam, że kwestię tę trzeba mieć na uwadze; śledząc internetowe opinie, doszedłem bowiem do wniosku, że właśnie umowność wstępnych założeń jest czynnikiem najczęściej zniechęcającym nowych odbiorców.

W porównaniu do takich tytułów, jak Gatchaman Crowds, Devilman: Crybaby czy Pluto – które klasyczne pierwowzory osadzają w odświeżonej konwencji, przystępnej dla dzisiejszej publiki – SSSS.Gridman traktuje oryginalny materiał dużo bardziej bezpośrednio. Anime nie tylko powiela fabularne założenia serialu z lat 90., ale też bez żadnego objaśnienia nawiązuje do rozpoczętych tam wątków, więc to właściwie w równym stopniu remake, co kontynuacja. Informacje o popularności serii na japońskim rynku każą mi podejrzewać, że nie jest to problem w kraju, gdzie produkcje tokusatsu od zawsze są ważną częścią kultury popularnej, jednak dla osoby wychowanej głównie na zachodnich utworach może to być bariera trudna do pokonania, wymagająca choćby pobieżnego zapoznania się z kontekstem. Twórcy wykazali się ogromnym zaangażowaniem, którego bezwzględnie oczekują również od widza.

Tym jednak, czym SSSS.Gridman kupił mnie od pierwszych scen, jest to, że mimo tej nieco infantylnej konwencji nie zwleka z sygnalizowaniem poważnych, psychologicznych wątków, będących główną atrakcją takiej serii. Co więcej, choć właśnie pod tym względem tytuł czerpie z Evangeliona pełnymi garściami, nie ogranicza się do kabalistycznych cytatów czy wybuchów w kształcie krzyża. Akira Amemiya poszedł o kilka kroków dalej i zamiast powielać efekciarską ikonografię, zrozumiał i zaadaptował same narracyjne podstawy wizualnego języka tamtej produkcji. Zamglone, opustoszałe przestrzenie; dziwne, burzące immersję cięcia montażowe; długie sekwencje ukazujące statyczne elementy scenografii; kadry symulujące wykorzystanie niestandardowych obiektywów; migawkowe ujęcia, którym nie da się przyjrzeć bez stopklatki; całe segmenty odcinków pozbawione podkładu muzycznego, urozmaicane tylko szmerami otoczenia. Od samego początku czuć tu ten specyficzny, duszny i alienujący klimat, zwiastujący mroczne sekrety i tłumione traumy. W połączeniu z założeniami klasycznych seriali tokusatsu tworzy to absolutnie unikalną estetykę: z jednej strony dynamiczną, rozrywkową i zabawną, z drugiej zaś podskórnie niepokojącą i skłaniającą do szukania ukrytych znaczeń. Skrajnie różne style, które teoretycznie nigdy nie powinny znaleźć się w tym samym utworze, tutaj współgrają tak, jakby zostały dla siebie stworzone, z czasem przybierając coraz wymyślniejsze formy, graniczące z eksperymentalną metafikcją. Kulminację tej metody stanowi znakomity, powszechnie wychwalany odcinek dziewiąty, który dla mnie jest jedną z najbardziej kreatywnych i zostających w głowie audiowizualnych narracji, jakich kiedykolwiek doświadczyłem w anime – i możecie mi wierzyć, że nie mam w zwyczaju nadużywać takich stwierdzeń.

Wnikliwy czytelnik mógłby w tym miejscu zapytać, czy pod tą intertekstualną otoczką kryje się równie ciekawa treść, która tak jak w przypadku Evangeliona ma szansę zainicjować trzydzieści lat fanowskich dyskusji. Miłośników wielopoziomowych analiz muszę rozczarować: SSSS.Gridman ma niestety bardziej koherentny scenariusz. Powszechnie wiadomo, że wiele kultowych elementów klasyka Gainaxu było efektem nie tyle artystycznego objawienia twórców, co kiepskiej organizacji produkcji wymuszającej kreatywne improwizowanie. Jako entuzjasta nadinterpretacji nigdy nie miałem z tym problemu, niemniej nie da się ukryć, że seria miejscami przypominała niektóre ze współczesnych filmów awangardowych, gdzie autorzy prezentują skrajnie surrealistyczne zakończenie, licząc na to, że ambitny widz dopowie sobie puentę. W SSSS.Gridman nie ma mowy o tego typu wybiegach – scenariusz zrealizowany w nieporównywalnie zdrowszych warunkach od początku do końca cechuje się spójną, gruntownie przemyślaną kompozycją. Oczywiście towarzyszy temu dość niestandardowa narracja – celowo zostawiająca niedomknięte wątki, wymagająca uważnego interpretowania detali i być może obejrzenia całości więcej niż raz – jednak wszystko podporządkowane jest konkretnemu przesłaniu. Ponadto, mimo efektownej konwencji i doniosłych inspiracji, okazuje się to być bardzo przyziemna opowieść, która na rzecz zagadnień obyczajowych unika brodzenia w mętnej metafizyce, a choć głównymi tematami są tu eskapizm, samotność i depresja, to twórcy wyraźnie nie mieli ambicji zostawiać widza z poczuciem egzystencjalnej bezradności i zamiast tego oferują sporo humanistycznego optymizmu i ciepła.

Myślę, że największym sukcesem recenzowanej produkcji jest doskonałe oddanie natury przetwarzanego materiału. Od momentu premiery SSSS.Gridman obejrzałem kilka klasycznych seriali tokusatsu i choć było to przedsięwzięcie dość czasochłonne, to zdecydowanie nie tak męczące, jak mogłoby się wydawać. Jasne, w większości są to tytuły mocno archaiczne, kierowane raczej do młodszej publiki, kiedy jednak usiądzie się do nich z otwartą głową, można znaleźć wiele poruszających, inspirujących, a czasem zaskakująco mrocznych historii. Twórcy ze studia Trigger wprawdzie podeszli do tematu z pewną dozą dekonstruktywistycznego zacięcia, ale też z pełną powagą i zupełnym brakiem ironicznego dystansu, który mógłby popchnąć serię w kierunku parodii. W gruncie rzeczy sam morał dałoby radę zawrzeć w dowolnym odcinku oryginalnego Gridmana; tutaj po prostu jest on wyłożony w nowoczesnej, samoświadomej formie.

SSSS.Gridman w dużej mierze jest dziełem rezerwowej, mniej doświadczonej ekipy z Triggera i pod wieloma względami brak tu typowej dla studia wizualnej tożsamości. Jeśli więc ktoś oczekuje bombastycznych, jaskrawych sekwencji z kanciastymi postaciami podatnymi na deformacje, kojarzonych z najpopularniejszymi pracami Hiroyukiego Imaishiego, może się rozczarować. Znaczna część serii utrzymana jest raczej w obłej, bardziej realistycznej stylistyce, ze stonowanymi barwami i mniejszą ilością ruchu, na pierwszy rzut oka przywodzącej na myśl produkcje obyczajowe. Nie znaczy to, że studyjnego stempla nie ma tu wcale. Zwłaszcza późniejsze odcinki prezentują sporo naprawdę szalonych rozwiązań wizualnych; jest tu też masa technicznie imponujących scen, które miłośnicy sakugi będą mogli podziwiać w formie kilkusekundowych gifów.

Absolutnym mistrzostwem są walki z gigantycznymi potworami, za których różnorodne projekty odpowiedzialny jest sam Ichirou Itano. Wykreowane głównie za pomocą komputerów kaiju wyglądają topornie, kiczowato i skrajnie niewiarygodnie – czyli dokładnie tak, jak gumowe kostiumy w produkcjach tokusatsu. Trójwymiarowa grafika często nie oddaje wagi i faktury prezentowanych obiektów, ale w tym przypadku nadaje ona starciom przekonującej fizyczności, trudnej do uzyskania w klasycznej animacji. Moim faworytem pozostaje jednak niemal zupełnie statyczne, żółwiowate monstrum z odcinka piątego, którego ruch inscenizowany jest poprzez ukazywanie konkretnych elementów ciała na odrębnych kadrach, co ma symulować wykorzystanie zestawu animatronicznych makiet. Coś pięknego.

Równie spektakularnie spisał się projektant postaci Masaru Sakamoto, wzbogacając serię o wiele autorskich elementów, z których najbardziej charakterystycznym są wszechobecne spiralne tęczówki. Oryginalny detal świetnie sprawdza się w licznych, nietypowo kadrowanych zbliżeniach, a podczas emocjonalnych scen znakomicie podkreśla bogatą mimikę, poziomem ekspresji dorównującą produkcjom aktorskim. Postaci generalnie prezentują się bardzo nieszablonowo, choć pod tym względem widać pewną dysproporcję i wyraźnie ciekawiej wypadają bohaterki. Twórcy z rozbrajającą samoświadomością nawet nie próbują ukrywać, że ma to służyć przede wszystkim aspektom fanserwisowym – co znalazło oddźwięk w zatrważających ilościach fanartów i doujinshi – niemniej trudno zaprzeczyć, że jednocześnie są to projekty szalenie funkcjonalne, które bez przesadnie wymyślnych rozwiązań w rodzaju udziwnionych fryzur czy strojów, poprzez same tylko sylwetki i dobór kolorów od razu zapadają w pamięć i kojarzą się z tytułem.

Za jedyną naprawdę istotną wadę SSSS.Gridman uważam horrendalnie wysoki próg wejścia. Moim zdaniem autorzy wpadli tu w najgorszą pułapkę postmodernistycznego kina: zaślepieni miłością do przetwarzanych pierwowzorów stworzyli dzieło, które jest tak gęste od kulturowych nawiązań, że bez ich choćby ogólnej znajomości staje się miejscami zupełnie niezrozumiałe. O ile więc wśród fanów tokusatsu i mecha seria doczekała się już kultowego statusu, o tyle polecanie jej komuś spoza tej bańki przypomina zadawanie obszernej pracy domowej. Na pewno pomocna będzie wiedza o najpopularniejszych tytułach studia Gainax, przy czym warto orientować się w nich na poziomie produkcyjnym – kojarzyć nie tylko estetykę i treści, ale też nazwiska twórców, inspiracje i metody realizacji. Znajomość fabuł klasycznych seriali Tsuburaya Productions raczej nie jest konieczna, wypada jednak zapoznać się z głównymi założeniami konwencji, aby nie utożsamiać jej wyłącznie z kaskaderami w kiczowatych kostiumach. Przy tym wszystkim nie jestem pewien, czy da się tu w ogóle pośrednio poznać każdy kontekst. To bowiem, co ja opisuję jako intrygujące i nietypowe, dla wielu Japończyków – lub osób mocno zainteresowanych Japonią – może być czymś oczywistym i znanym od najmłodszych lat. Niewykluczone więc, że do pełnego docenienia serii niezbędny jest pewien ładunek narodowej nostalgii, który dla przeciętnego zachodniego widza stanowi doświadczenie nie do nadrobienia.

To powiedziawszy stwierdzam, że nie żałuję ani minuty spędzonej z tą produkcją. W dzisiejszych czasach ogromnie brakuje mi podobnych tytułów – takich, które nie przestają być angażujące po premierze ostatniego odcinka, i do których mogę wracać co kilka lat, między seansami doczytując konteksty pozwalające za każdym razem odkryć coś nowego. Być może bardziej wyrobieni widzowie stwierdzą, że przesadzam, jednak dla mnie SSSS.Gridman to przede wszystkim seria „do czytania”. Czytania fanowskich blogów, wywiadów z twórcami i relacji z procesu produkcji. Redditowych dyskusji, przypisów do artykułów w Wikipedii, komentarzy pod materiałami w serwisie YouTube, starych czasopism znalezionych w internetowych archiwach czy publikacji linkowanych przez znajomych z kanałów discordowych (wielkie dzięki!). Oczywiście do tego żmudnego rozeznania nie trzeba przystępować z wyprzedzeniem. Można też – tak jak ja – włączyć to anime w ciemno i jeśli klimat będzie wystarczająco ciekawy, lektury uzupełniające znajdą się same. A kiedy z czasem zacznie się rozumieć wszystkie te odniesienia i na ich podstawie wymyślać własne interpretacje, to idącego za tym poczucia ekscytacji nie zastąpi żaden sezonowy hajp.

Karo, 17 maja 2024

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Trigger
Projekt: Hiroshi Maruyama, Ichirou Itano, Mahiro Maeda, Masaru Sakamoto, Masayuki Gotou, Shigeto Koyama, Shinji Nishikawa, Tsuyoshi Nonaka
Reżyser: Akira Amemiya
Scenariusz: Keiichi Hasegawa
Muzyka: Shirou Sagisu